niedziela, 20 marca 2011

Historia mojego zainteresowania tematem

Tematem odmiennych stanów świadomości
interesuję się od około 2 lat,
miewam regularne LD'ki
od 1,5 roku próbuję osiągnąć OOBE.


Jedyne co do tej pory udało mi się osiągnąć,
lub nawet aż, to 3 niepełne wyjścia,
a oto ich opisy:

1)Niedługo przed pierwszym wyjciem odczułem obecność pewnej postacii
w moim pokoju. Czarna postać jakby z mgły. Mówiła że pomoże mi wjść z 
Ciała. Nie ufałem skurczybykowi jak sto pięćdziesiąt. Teraz ufam ponieważ 
doszedłem do źródła jej obecności w mym otoczeniu.

Wyjście 1
Leżałem jak zwykle w trakcie ćwiczeń na łóżku w pozycji wyprostowanej,
przed oczami zaczęły miskakać różne obrazy, gdy zniknęły zaczęło mną 
telepać, jednocześnie miałem pewność, że leżę nieruchomo na wyrku.
Czarna postać toważyszyła mi od samego początku.
Znalazłem się w kolumnie światła, nagle dookoła mnie rozległ się głos,
zaatakował ze wszystkich stron na raz, pytał:
"czy jesteś gotów umrzeć?"
Wtedy to pytanie niesamowicie zbiło mnie z tropu,
wiedziałem wprawdzie, że zaraz wyskoczę z fizycznej powłoki,
jednak nagłe uczucie niepewności zapanowało nade mną,
wiedziałem, że jeżeli odpowiem "tak" osiągnę swój cel.
Strach przejął jednak pałeczkę, szukałem wymijającej odpowiedzi.
i tak skończyło się pierwsze wyjście.

2)Pomiędzy pierwszym drugim wyjściem, dowiedziałem się kim jest czarna 
postać, otóż...

Dawno, dawno temu, na wycieczce szkolnej w jakieś zapomniane już przeze mnie 
góry, kupiłem kamień, ametyst.
Przez jakiś czas go nosiłem, bez mała jak talizman, który miałby mnie przed 
czymś chronić, następnie został zaniedbany, przeleżał ładne parę lat na 
jakiejś półce.

Mógłbym tu napisać, że szukałem go, płakałem za nim, szukałem go, aż 
pewnego pięknego poranka, w zupełnie nieoczekiwanym miejscu, znalazłem 
go...
Prawda jest taka, że po prostu się znalazł, bez żadnych fajerwerków.
Podkreślam [u]znalazł się[/u], sam, bez mojego udziału.

Ale jaki to ma związek z czarną postacią?

Czarna postać, której imię poznałem, wolę go jednak nie zdradzać,
to dość osobiste, to istota zamieszkująca ten kamień, 
Poznałem Go, jest (czego można się było spodziewać) częścią większego 
ametystu, o tym również za moment.
Zacząłem z Nim współpracować, wymieniać energię, doskonalić się.
Można powiedzieć, że zaczęliśmy porozumiewać się w czasie żeczywistym,
znaliśmy swoje myśli, łączyłem się z Nim i rozłączałem, synchronizowałem.

Zabawnym jest również fakt, że ilekroć zdaje mi się, że zgubiłem kamień,
ten zawsze się odnajduje.

Wyjście 2
Krótkie i nieprzyjemne, w życiu czegoś tak nieprzyemnego nie czułem, otóż.

Wyjście jak poprzednie z pozycji leżącej, tym razem bez obrazów, lub jak 
kto woli hipnagogów, telepanie niemiłosierne.
Wyjście ograniczyło się do tego, że od pasa w górę znalazłem sie poza 
łóżkiem, dziwnie powykręcany, nieludzko wręcz, jakby wyżynana szmata, 
śliniłem się niemiłościwie i nic nie mogłem z tym zrobić, tym razem 
'Czarny' tylko się przyglądał.
Tak szybko jak wyleciałem z ciała tak rychło weń wróciłem... do mojego 
ciała fizycznego... leżącego grzecznie na łóżku.
Wyniosłem z tego pewną naukę.
Nie wszystko co widzisz 'tam' jest dzieje się z tobą 'tu'.

3)Wyjście 3
Wyjście kolejne, ponownie od pasa w góre, po wibracjach, tym razem 
'Czarny' aktywnie pomagał, jakby podawał dłoń.
Ty razem, na spokojnie, bez wariacji, byłem połowicznie oddzielony od 
swojego ciała fizycznego, widziałem astralne ciało, siedziałem z 
wyprostowanymi nogani, jednak nie mogłem wstac, podnieść się.
Na tym sie skończyło.

Po trzecim wyjściu pojawiła się druga 'czarna' postać, poznałem jej imię, 
jednak nie znam jej zdolności i nie próbowałem synchronizacji.

czwartek, 17 marca 2011

Krótko o pewnym świecie.

Świecie a nawet układowi światów.

We śnie widziałem wieżę, chaotyczną, pnącą się ku niebu konstrukcję,
było na niej wszystko, tak jakby cały świat znany człowiekowi upakować
na wieży, nie było jakiegoś szczególnego porządku, czegoś było więcej,
czegoś mniej.
Na wieżach żyli ludzie, nieświadomi istnienia innych wież, tylko ja byłem świadom,
że z jednej wieży da się przejść na drugą, pomimo iż o tym wiedziałem,
to przy przechodzeniu między wieżami miałem dziwne uczucie,
jakbym opuszczał jeden świat i przechodził do innego.
I ponownie nikt na nowej wieży, nie licząc mnie, nie miał pojęcia o istnieniu innych wież.

Wieże różniły się miedzy sobą kształtem, rozmiarem i zawartością elementów wszechświata.
Na jednej było dużo nowinek technicznych, na kolejnej panowały gwiazdy (astronomiczne nie show-biznesu chociaż możliwe, że na innej wieży...),
na  jeszcze innej wszyscy jeździli przeróżnymi pojazdami.

Pod wieżami coś było, rozciągała się jakaś kraina, niestety nie mogę jej opisać,
to tak jakby liczyła się tyko wieża, na której akurat się znajduję.

Wieże i ich otoczenie były bardzo kolorowe, mieniły się wszystkimi kolorami tęczy,
niebo nad nimi budziło mieszane uczucia, mogły to być ciężkie brązowe, fabryczne wyziewy,
lub niebo o spokojnym zachodzie słońca.

Co oznaczały wieże? Czy jest to świat przyszłości? Miejsce, w którym przyjdzie nam żyć w nieświadomości istnienia innych wież, lub świadomie się od nich odcinamy?
A może to nasze przekonania? umysły? fantazje?, każda wieża jest inna i nie ma pojęcia o innych, a jednak jest możliwe podróżowanie miedzy nimi.

Poszukiwanie odpowiedzi na te pytania zajmą mi zdecydowanie dużo czasu.
Możliwe że odpowiedzi nigdy nie znajdę.

Jedno jest pewne.
Multi-świat "światów-wież" jest miejscem szczególnym, mieszającym uczucia, z jednej strony nie chce się tam już więcej znaleźć, ze względu na smutek i żal jaki niesie nieświadomość istnienia innych wież,
z drugiej strony ciągnie tam człowieka niesamowicie, aby odkrywać kolejne wieże, ich skład, ich sąsiedztwo, ich nieświadomych mieszkańców.

Jest to kraina nieskończonego piękna i bezgranicznego przygnębienia.

czwartek, 10 marca 2011

Detektyw

Jeden z moich ostatnich snów, według mojego uznania niesamowicie szczegółowo zapamiętany, przynajmniej od momentu odzyskania świadomości.

Sceneria:
( kierunki teoretyczne, we śnie miałem wrażenie jakbym poruszał się po mapie, góra/dół/lewo/prawo, dla ułatwienia zakładam, że góra oznacza północ)

Dziwne jezioro od północy i zachodu otoczone górami, na zachodzie niewielka trawiasta "plaża", od południa długi budynek ustawiony wzdłuż jeziora, na wschodzie dom szeregowy, zabudowa dla klimatu ciepłego, zbudowany z czegoś na kształt bambusowych tyczek.

Dziwność jeziora polegała na tym, że w połowie (od zachodu) było zamarznięte,  od wschodu woda była ciepła.
Ponadto, gdy przebywałem na powierzchni wody, jezioro wydawało się być gigantyczne, prawie jak morze,
gdy wyszedłem na brzeg, o czym za moment, jezioro stało się ledwie większą kałużą.

Zdarzenia:
Pierwsze co pamiętam ze snu, to to, że byłem na wyprawie na biegun (tudzież inne miejsce o podobnym wyglądzie, dookoła śnieg), jeden z psów zaprzęgowych zginął, nie pamiętam w jakich okolicznościach.
Nie wiedzieć czemu rzuciłem sznurkiem oplecionym na drewnianym "czymś" w kierunku północnym.
Następnie powrócił żywy pies, który wcześniej był definitywnie martwy, przemówił jakoby znaleziono
jakieś ciało na wschodnim brzegu jeziora.
Wracając z wyprawy po zamarzniętym jeziorze, idąc w kierunku zachodnim odnalazłem wcześniej wyrzucony kłębek. Podkreślam, na zachodzie.
I kolejny szczegół: lód miał ok 2 cm długości (znów umownie, mierzone palcem) i przysypany był 10 centymetrową warstwą śniegu (tak od najdłuższego z palców do podstawy kciuka).

Jak już wspominałem jezioro obszedłem w kilku krokach.
gdy dotarłem na miejsce zbrodni, którym okazała się łódka, oddalona od brzegu o około 5 metrów, przy czym "jak każdy normalny człowiek" musiałem do łódki podpłynąć na drewnianej tratwie zamiast po prostu podejść.

Kolejnym zdarzeniem było przesłuchanie podejrzanego, który dziwnym zbiegiem okoliczności mieszkał w szeregowcu, a jego mieszkanie usytuowane było vis a vis z łódką.
Przesłuchanie przebiegało nieciekawie, podejrzany nie chciał się przyznać.
W tym momencie wchodzi Kobieta (najwidoczniej moja przełożona) z jakimś gościem, podaje mi zestaw zadrukowanych kartek i zdjęcia ze sceny zbrodni, o dziwo kartki były idealnie czytelne.
Był wśród nich nakaz zatrzymania podejrzanego i obciążające go dowody.
Jako "doświadczony detektyw" zagrałem iż jest to odwołanie mnie ze służby i wyszedłem
z domu podejrzanego, aby poczuł się bardziej pewnym siebie i wygadał się przez pomyłkę kobiecie.
Naturalnie sam stałem przy drzwiach od strony zewnętrznej, z bronią gotową do wystrzału,
podsłuchując dalszy przebieg rozmowy pomiędzy "przełożoną i jej przydupasem" a podejrzanym.

I tu zadzwonił budzik...

Świadomość we śnie odzyskałem tuż po przybyciu psa.
W końcu zmartwychwstania nie zdarzają się z normalnym świecie zbyt często :)

wtorek, 8 marca 2011

Słowem wstępu

Świadome śnienie, z angielskiego "lucid dreaming"(LD) lub oneironautyka,
to, najogólniej rzecz ujmując, sztuka polegająca na odzyskaniu świadomości
w świecie naszych sennych marzeń.
Każdemu z nas, zdarza się czasem, że w trakcie snu pod wpływem jakichś
zdarzeń/obiektów/zachowań dochodzimy do wniosku, iż faktycznie śpimy,
zyskujemy tym samym kontrolę nad treścią "nierzeczywistością snu",
otwiera nam to drogę do przygód i przeżyć znacznie wykraczających
poza granice rozumu, takich wrażeń, jakie możemy sobie zafundować śniąc,
nie doznamy nigdy w świecie rzeczywistym, bo czy ktoś z nas może latać bez użycia
jakichkolwiek maszyn? Czy ktoś z nas może za pstryknięciem palcami zmienić
otaczającą na rzeczywistość?
Odpowiedź brzmi: NIE.
Za to we śnie ogranicza nas tylko nasza fantazja.
Wiem to z doświadczenia, ponieważ już niejednokrotnie, spontanicznie
odzyskiwałem świadomość we śnie.

Sztuka świadomego śnienia jest czymś, czego może nauczyć się każdy,
tak samo jak gry na instrumencie, języka obcego, czy obsługi komputera.

Na tym blogu będę prowadził swój dziennik snów, prowadzenie takowego pomaga
nauczyć się świadomie wchodzić w LD.
Od czasu do czasu wstawię prywatne przemyślenia na tematy związane, bliżej lub dalej,
z LD i/lub odmiennymi stanami świadomości.