czwartek, 10 marca 2011

Detektyw

Jeden z moich ostatnich snów, według mojego uznania niesamowicie szczegółowo zapamiętany, przynajmniej od momentu odzyskania świadomości.

Sceneria:
( kierunki teoretyczne, we śnie miałem wrażenie jakbym poruszał się po mapie, góra/dół/lewo/prawo, dla ułatwienia zakładam, że góra oznacza północ)

Dziwne jezioro od północy i zachodu otoczone górami, na zachodzie niewielka trawiasta "plaża", od południa długi budynek ustawiony wzdłuż jeziora, na wschodzie dom szeregowy, zabudowa dla klimatu ciepłego, zbudowany z czegoś na kształt bambusowych tyczek.

Dziwność jeziora polegała na tym, że w połowie (od zachodu) było zamarznięte,  od wschodu woda była ciepła.
Ponadto, gdy przebywałem na powierzchni wody, jezioro wydawało się być gigantyczne, prawie jak morze,
gdy wyszedłem na brzeg, o czym za moment, jezioro stało się ledwie większą kałużą.

Zdarzenia:
Pierwsze co pamiętam ze snu, to to, że byłem na wyprawie na biegun (tudzież inne miejsce o podobnym wyglądzie, dookoła śnieg), jeden z psów zaprzęgowych zginął, nie pamiętam w jakich okolicznościach.
Nie wiedzieć czemu rzuciłem sznurkiem oplecionym na drewnianym "czymś" w kierunku północnym.
Następnie powrócił żywy pies, który wcześniej był definitywnie martwy, przemówił jakoby znaleziono
jakieś ciało na wschodnim brzegu jeziora.
Wracając z wyprawy po zamarzniętym jeziorze, idąc w kierunku zachodnim odnalazłem wcześniej wyrzucony kłębek. Podkreślam, na zachodzie.
I kolejny szczegół: lód miał ok 2 cm długości (znów umownie, mierzone palcem) i przysypany był 10 centymetrową warstwą śniegu (tak od najdłuższego z palców do podstawy kciuka).

Jak już wspominałem jezioro obszedłem w kilku krokach.
gdy dotarłem na miejsce zbrodni, którym okazała się łódka, oddalona od brzegu o około 5 metrów, przy czym "jak każdy normalny człowiek" musiałem do łódki podpłynąć na drewnianej tratwie zamiast po prostu podejść.

Kolejnym zdarzeniem było przesłuchanie podejrzanego, który dziwnym zbiegiem okoliczności mieszkał w szeregowcu, a jego mieszkanie usytuowane było vis a vis z łódką.
Przesłuchanie przebiegało nieciekawie, podejrzany nie chciał się przyznać.
W tym momencie wchodzi Kobieta (najwidoczniej moja przełożona) z jakimś gościem, podaje mi zestaw zadrukowanych kartek i zdjęcia ze sceny zbrodni, o dziwo kartki były idealnie czytelne.
Był wśród nich nakaz zatrzymania podejrzanego i obciążające go dowody.
Jako "doświadczony detektyw" zagrałem iż jest to odwołanie mnie ze służby i wyszedłem
z domu podejrzanego, aby poczuł się bardziej pewnym siebie i wygadał się przez pomyłkę kobiecie.
Naturalnie sam stałem przy drzwiach od strony zewnętrznej, z bronią gotową do wystrzału,
podsłuchując dalszy przebieg rozmowy pomiędzy "przełożoną i jej przydupasem" a podejrzanym.

I tu zadzwonił budzik...

Świadomość we śnie odzyskałem tuż po przybyciu psa.
W końcu zmartwychwstania nie zdarzają się z normalnym świecie zbyt często :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz